Jest południe budzę się w
moim hangarze gdzieś w okolicach Saint-Tropez. Słońce wpada do środka przez
świetliki w dachu padając na karoserie moich samochodów i tworząc refleksy. W
swoim hangarze mam koło 200 aut, a może więcej sam już nie wiem ile, bo przy
setce przestałem liczyć. Metalowe ściany są całe w plakatach z samochodami,
podłoga jest asfaltowa, a pomimo tego jest przytulnie. Dni spędzam na myciu
mojej kolekcji, przejażdżkach, wymianie oleju czy tankowaniu, są to prozaiczne
czynności, które sprawiają mi dziką frajdę. Otwieram lodówkę, a tam jak zwykle pustki, bo
mając tyle samochodów lubię codziennie jeździć po coś na śniadanie. Pośpiesznie
się ubieram i staję przed codziennym dylematem, które auto wybrać. Przede mną
wisi duża gablota, a w niej kluczyki.
Decyduje się na pierwszy samochód, który
wprowadził się ze mną jest to nowy Mercedes-Benz S 65 AMG L. Wsiadam do
perwersyjnie wygodnego wnętrza tej potężnej limuzyny. Odpalam silnik V12, a on
ożywa rycząc przeciągle. Zanim wyruszam włączam masujący fotel i ulubioną
muzykę, która sączy się przez snobistyczny system audio Burmester. Ruszam
pełnym gazem jadąc po żwirowej drodze wzbijając tumany kurzu. W końcu jadąc
poślizgiem wpadam na asfaltową nawierzchnię. Jadę podziwiając widoki lazurowe
morze i wsłuchując się w ryk silnika. Mój spokój kończy się kiedy wjeżdżam do
centrum Saint-Tropez, poranny ruch sprawia, że ja jak i samochód się męczymy.
Poranny ścisk uniemożliwia rozwinięcie pełnej mocy, dlatego zatrzymuję się przy
pierwszej lepszej piekarni, kupuję chleb, po czym wracam do samochodu by jak
najszybciej wyjechać z miasta. Wracam w stronę swojego hangaru jadąc 200 km/h.
Kiedy docieram na miejsce czuję ulgę, rezygnuję ze śniadania na rzecz kojącej
przejażdżki jakimś unikatowym samochodem. Skoro jadę nadmorską drogą muszę
wybrać coś o wspaniałym brzmieniu i wyglądzie.
Wsiadam
do nowej robionej na zamówienie Alfy Romeo Disco Volante, jest to unikatowe
Coupe za ponad milion euro. Kolor jak na prawdziwą Alfę przystało czerwony, ale
nie klasyczny, a wzbogacony o złoty połysk. Auto zapiera dech w piersiach.
Kiedy tylko odpalam dziki, włoski silnik V8 mam gęsią skórkę. Jadąc delektuje
się pieśnią, którą serwuje mi Alfa jest to pełen dramatyzmu ryk budzący do
życia wszystko w promieniu kilku kilometrów. Zakładam swoje okulary przeciwsłoneczne
Ray Ban Aviator, zaczynam delektować się samym samochodem jak i drogą
graniczącą z lazurowym błękitem morza. W tym aucie głównej roli nie gra
prędkość, a to w jaki sposób ta Alfa się porusza, jakie uczucia wywołuje, tu chodzi
o formę nie o funkcję. Disco Volante to arcydzieło na kołach, które jest
ręcznie robione, w czasach masowych produktów jest wyjątkiem na skalę światową.
Pokonuje kolejne zakręty z uśmiechem na twarzy, skupiam się na drodze,
zapominając o wszystkim wokół. Jedni mają medytacje, drudzy słuchają klasycznej
muzyki, a ja mam swoje samochody. No nic czas wracać, bo się zaczyna ściemniać.
Zanim wróciłem już zrobiło się ciemno. Czas na wisienkę na torcie.
Tą
wisienką będzie nocna podróż Kabrioletem. W moim garażu stoi wiele unikatowych
samochodów, ale dzisiaj tylko jeden z nich jest godny tej wyjątkowej
przejażdżki. Wsiadam przez otwarty dach bez otwierania drzwi do czarnego
Mercedesa 280 SE 3.5 z 1971 roku, podobny samochód wystąpił w pierwszej części
Kac Vegas. Auto błyszczy chromami, lakierem, a fabrycznie nowy środek to już
czysta poezja jasno kawowa skóra i jasna kremowa kierownica. Zapadam się w
kanapowych fotelach i odpalam aksamitnie chodzący silnik. To auto to szczyt
luksusu i komfortu lat 70, po prostu pojazd dla koneserów. Wyjeżdżam powoli z
hangaru i jadę wprost na ciemną pustą drogę na wzgórzach. Wchodzę powoli w
każdy zakręt relaksując się i chłonąc każdą chwilę z tym niezwykłym mercedesem.
Silnik cicho pomrukuje oznajmiając swoją obecność. Droga wyłania się przede mną
w świetle reflektorów ukazując coraz to nowe zakręty i długie proste. Pomimo,
że jadę tylko 120 km/h czerpie z tego ogromną frajdę. Samochód posłusznie
jedzie tam gdzie mu każę tak jakby mnie rozumiał. Noc jest ciepła, mam wiatr we
włosach, ale czuje lekki niedosyt. Wracam do miasta. Wiozę się pomału jasno
oświetlonym bulwarem miasta, światła odbijają się od karoserii mojego
Mercedesa, wszyscy podziwiają majestatyczność mojego pojazdu. Stary Mercedes
budzi w Saint-Tropez większe poruszenie niż jakikolwiek Bentley czy
jakiekolwiek Ferrari. Podjeżdżam pod plażę, siadam na masce wpatrując się w
taflę morza, gwiazdy na niebie i księżyc w pełni. Wdycham nadmorskie powietrze
po czym wskakuję do samochodu.
Jestem z powrotem w moim wymarzonym hangarze.
Siadam na potężnej czerwonej kanapie skierowanej w stronę moich aut. Pochłaniam
wzrokiem kształty karoserii i ferię barw, podziwiam pojazdy zgromadzone pod
moim dachem. Ktoś może uznać to za oznakę próżności, ale dla mnie te samochody
to coś więcej niż maszyny. Traktuję je jak rodzinę, każdy z nich jest częścią
mnie i z każdym łączy się inna historia. Wśród supersamochodów pokroju Ferrari
F40, Lamborghini Aventador, Mercedesa SLS, Porsche 918 Spyder czy McLarena P1,
kryje się stary amerykański karawan, radiowóz, karetka pogotowia, kilka starych
Mustangów, pokolenia Corvetty, legendy PRL-u, stare motocykle czy samochody
robione na zamówienie. To wszystko tworzy niepowtarzalną atmosferę, dzięki
czemu mogę siedzieć godzinami wpatrując się w tą osobliwą kolekcję. Zaczynam
być głodny, a w oddali słyszę ryk silnika. Żwirową drogą pomyka czarny Jaguar
F-Type R, który z rykiem zatrzymuje się w moim hangarze. Kiedy słyszę stukot
obcasów na asfalcie na mojej twarzy pojawia się jeszcze większy uśmiech niż
przed chwilą. Niestety muszę się z wami pożegnać, bo obowiązki wzywają.
Samochody wymagają sporej uwagi...
Źródło obrazków: gtspirit, wikipedia, pinterest i materiały prasowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz