środa, 29 maja 2013



                             Las Vegas, party, girls & DeVille ‘52



          Wczoraj surfując po sieci znalazłem piękny samochód stojący w Las Vegas. Nie był drogi, jak na takiego klasyka. Zakochałem się w tym oldtimerze od pierwszego wejrzenia. Odzwierciedlał moją artystyczną duszę, przemawiał do mnie jak żywy organizm. W moim umyśle coś kliknęło, mam tak zawsze gdy zobaczę piękną dziewczynę lub fajną furę. Niestety aukcja się skończyła, nie zdążyłem nawet zapisać kilku fotek. 
          Był to Cadillac DeVille z 1952, z daleka czarny. Na następnym ujęciu jest przybliżenie na dach, wtedy dopiero było widać, że auto jest koloru butelkowej zieleni z dodatkiem brokatu, wyglądało zacnie, choć wiele z was by powiedziało, że to kicz. Środek z ciemno zielonej skóry, z neonowo zielonymi akcentami. Auto w kilku miejscach miało żółty tudzież zielony ,,pinstriping’’(linie lub obrazki malowane cienkim pędzlem). Z tyłu koło tylnych lamp, były dwie czaszki ala Ed Hardy. Reszta była oryginalna, ale pod maską widać było fantazję poprzedniego właściciela. Blok silnika był czarny, z napisem Cadillac pomalowanym na zielono, potem była zielona część, a na czarnym filtrze powietrza były przyspawane dwa kastety albo z miedzi, albo z ,,różowego’’ złota. Silnik miał około 350 koni mechanicznych. Na nadwoziu nie było nawet śladu korozji, wydaję mi się, że było to spowodowane klimatem Nevady. O dziwo, lakier był położony idealnie poruszam ten temat, bo w Ameryce mało jest dobrych lakierników wiele z klasyków ma zacieki i kurz w lakierze. Nie wiem, czy ten Cadillac był na chodzie, ale po czystym silniku wnioskuję iż był sprawny. Kosztował około 7000 $, trzeba, by go było jeszcze wsadzić na statek, odebrać w Gdańsku lub Hamburgu, zarejestrować jako zabytek, ponoć wtedy te opłaty typu cło, akcyza nie są wymagane. Jednak żeby w Polsce móc nim czasami pojeździć, trzeba by go było zabezpieczyć przed rdzą. Garaż, to nie problem mógłbym nawet znaleźć jakiś wolny. Teraz te auto chodzi mi po głowie. Od dziecka jestem zafascynowany amerykańskimi furami, są one manifestem wolności, zabawy tudzież dobrego smaku. Ten samochód był naprawdę dopieszczony, od razu przypominało mi się Las Vegas, Kac Vegas, imprezy, Ceasars Palace, piękne kobiety i amerykańska flaga. Każdy ,,car freak’’, jest zafascynowany jankeskimi krążownikami szos, ich majestatycznymi kształtami, magicznym dźwiękiem V8, oraz niezapomnianym klimatem USA.
          Fenomen tych samochodów polega na ich wyjątkowym charakterze, są jak bestie w kształcie samochodu, ryczą wniebogłosy, pokazują wszystkim swoją moc, przyprawiających wszystkich o uśmiech. Nic tylko wsiadać i pędzić w stronę horyzontu. Jeśli podobają wam się takie wozy, to piszcie. Nara!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz